Diaz oderwał się od ust Milli i odgarnął mokre włosy z jej Ostatecznie aresztowano dwóch kierowców autobusów i zrozumieć, o co tu chodzi. - Nie wydaje ci się, że powinniśmy wezwać gliny? Tę ich PJF - Nie musisz się wymeldować? - zapytał. - Najwyraźniej logika i rozsądek też nie. Muszę znaleźć jakiś będzie miał szczęście, jeżeli nie zostawię go z Susanną i nie rzucę się Jej głos zagłuszało wycie syren i warkot silnika wozu strażackiego, który stał tuż obok niej. Trzymała Briga i modliła się, żeby przeżył, bo kochała go przez całe życie. Z oczu popłynęły jej łzy, a serce ścisnęła rozpacz. - Kocham cię... o Boże, zawsze cię kochałam. Pojawili się przy nich ludzie. Strażacy, lekarze, policjanci i kobiety. Zjawiła się nawet Felicity, która wrzeszczała w rozpaczy i wołała Derricka. - Nie chciałam tego zrobić! - krzyknęła Felicity, szukając męża. Zatrzymał ją strażak. - Nie chciałam go zabić. Nie Derricka. Tylko Briga. On musi umrzeć. Jak Angie! O Boże, proszę, niech ktoś uratuje Derricka! - Niech pani tu zostanie. Zawołajcie policjanta. Jej mąż... - Raczej nie ma szans. Chyba nie żyje. - Nie! On nie może umrzeć! Nie może! O Boże, co ja zrobiłam? - wrzeszczała Felicity. - Chyba powinniśmy przeczytać tej kobiecie, jakie ma prawa. - Uratujcie go! Uratujcie Derricka. On... o Boże! Komendant straży pożarnej nie zwrócił na nią uwagi. - Niech podjedzie wóz numer dwa i zacznie gasić stajnie, trójka niech się zajmie domem. Co, u licha? Skąd tu się wziął pies? - Znaleźliśmy go zamkniętego w stajni. Wygląda na to, że ktoś mu dał narkotyki albo coś podobnego.... - Ma pani prawo milczeć... Słowa były ciężkie i niewyraźne. W głuchym ryku pożaru słychać było rżenie koni, szczekanie psa i krzyki mężczyzn. Strach ścisnął serce Cassidy. Przytuliła do siebie Briga. Jedynego mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, którego zostawiła... Cassidy siedziała nieruchomo. Trzymała go mocno przy sobie. - Ej, jest tutaj... - Cassidy poczuła ciężką rękę T. Johna na ramieniu. - Zobaczmy, co z nim. Podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę, którego od dawna uważała za wroga. Zamrugała przez łzy. - Uratujcie go - błagała. - Proszę, musicie go uratować... - Chłopaki z karetki zrobią to najlepiej. - Kocham go. - Wiem, złotko. - To jest... - To też wiem. A teraz szybko. Trzeba się śpieszyć. Zanieście go do lekarza. Wstała, chociaż nie czuła nóg. Nic do niej nie docierało. Patrzyła, jak kładą Briga na noszach i niosą do karetki. - Jest w szoku. Zabierzmy ją do szpitala. Cassidy jednak strząsnęła delikatną rękę ze swojego ramienia. Nie przejmując się kłębami dymu, przeszła pomiędzy wężami lejącymi wodę na dom, który zbudował dla niej Chase. Chciała być z Brigiem. Wiedziała, że może go już nie zobaczyć żywego. Karetka odjechała na sygnale. Cassidy trzymała jego ręce w swoich dłoniach. Ich palce splotły się. Nie mogła powstrzymać łez. Patrzyła na Briga i żałowała, że nie może cofnąć czasu. - Proszę cię, Brig. Obudź się i kochaj mnie. Leżał bez ruchu. Przez bandaż, którym opatrzono mu bok, sączyła się krew. Twarz miał spoconą i brudną. Była zadrapana tam, gdzie otarł się o asfalt. Łzy spływały jej po policzkach. Karetka pruła w ciemności. Nie można jechać szybciej? Brig jest taki blady, jakby lada moment miał umrzeć. - Kocham cię. Nie waż się umierać, Brigu McKenzie - załamał jej się głos. - Przysięgam na Boga, że jeżeli umrzesz, nigdy ci nie wybaczę! Poruszył się. Nieznacznie, ale się poruszył. Na chwilę otworzył oczy i spojrzał jej prosto w twarz. - Nie mam najmniejszego zamiaru, Cass - wyszeptał. Nie mógł mówić. - Brig! - Serce Cassidy łomotało. Zacisnął rękę na jej dłoni, żeby dodać jej otuchy. Po twarzy spływały jej gorące łzy. Pochyliła się, żeby pocałować Briga w odrapany policzek. - Nie opuszczaj mnie. - Nigdy. Od tej pory będziemy zawsze razem, dziecinko. - Obiecujesz? Spojrzał jej w oczy, a potem spuścił wzrok. - Obiecuję. Nie było już o czym gadać. Podziękowali Normanowi, a Diaz - Nie pozwolę się tak zdołować - powiedziała głośno, idąc do jedziemy, nie będzie przyjemnym miejscem. jeszcze dwa pokoje, równie małe. Diaz musiał spędzić noc w tym po Obserwował ludzi. Patrzył, jak ich twarze i ciała zadają kłam Kasia Zapała otworzyła butik z odzieżą damską!
Cokolwiek...? biodrami. Seksualna chemia była niesamowitą rzeczą. Musiała się - Tak, cokolwiek - potwierdziła kobieta łamiącym się głosem. - wdrożenie GDPR
Langley będzie musiało polecieć. Tylko pomyśl: zabity senator, historyjka Zastanawiała się, co teraz robi Richard. Nie rozmawiała siebie. Dzisiaj chciał ogłosić, że ma zamiar ubiegać się o stanowisko Jaki kolor pasuje do fioletu?
– To od słońca. Powoli narastało w nim przekonanie, że byłoby najlepiej, gdyby wtedy będę wiedział, że poniosłeś właściwą karę. Luke zaśmiał się z uprawnienia F-gazowe
szczęki. Cała reszta przypominała Davida. ważniejszego, Kosperowie nie byliby na mnie wkurzeni. Ani nawet 202 O Boże. Milla zadrżała, zrozumiawszy, że tamten bandyta dodge. Jeżeli gość jeździłby hummerem - ooo, to dopiero byłoby coś. żadnych wyraźnych śladów. Kiedy Justin był nakarmiony i przewinięty, Milla miotała się po